Nadmorska wspinaczka po bałtyckiej Saharze

Gdy za oknem skwar, a słupki termometrów podskakują powyżej 30 kresek, człowiek marzy o ochłodzeniu. Pomocne są lody czy zimne napoje. Pomagają też kąpiele w basenie, morzu czy innych akwenach. Można też przeczytać nasz najnowszy wpis, w którym zabierzemy Was na wietrzne i chłodne Pomorze. Na przekór prognozom, w drugiej połowie maja, postanowiliśmy wyjechać na weekend nad nasz Bałtyk. Wiecie, jak wyglądają w Polsce wakacje w all inclusive? Zimno, wieje, pada. Na własnej skórze przekonaliśmy się, że to nie jest pusty kabaretowy żart. Ale po kolei…

Lofrowaliśmy po Ustce. Atrakcjom tego urokliwego miejsca z pewnością poświęcimy osobny wpis. Tym razem chcemy podzielić się innymi wrażeniami. W trakcie pobytu na północy Polski postanowiliśmy wyruszyć do niedalekiej Łeby, właściwie Rąbki, z której rozpoczyna się trasa do ruchomych wydm. Znajdują się one na terenie Słowińskiego Parku Narodowego. Zostawiliśmy więc auto na pobliskim parkingu obok jeziora Łebsko i wyruszyliśmy przed siebie. Przed wejściem na teren parku kuszono nas jeszcze możliwością podróży meleksem, ale nie skorzystaliśmy z oferty. Uznaliśmy, że w stronę wydm przedostaniemy się słynnym greckim pojazdem – parakulosem. Pełni werwy rozpoczęliśmy pięciokilometrową wędrówkę.

Z Rąbki można wyruszyć w wielu kierunkach

W drodze na wydmy. Poszliśmy do wyrzutni rakiet, a jej… nie było

Warto przypomnieć, że podróż na ruchome wydmy jest biletowana. Przed wejściem na teren parku narodowego należy zakupić wejściówkę. Nie jest to szczególnie droga zabawa. Normalny bilet uprawniający do jednej wizyty kosztuje 7 zł. Dzieciaki mogą liczyć na „połówkę”. Sama droga w stronę wydm jest bardzo przyjemna. Dla pieszych przygotowano zadbaną ścieżkę pełną tablic edukacyjnych oraz miejsc do odpoczynku. Rowerzyści i pasażerowie meleksów mogą podróżować równoległą trasą. Nikt zatem nie wchodzi sobie w paradę, a i znajdujące się w parku zwierzaki nie są narażone na bliski kontakt z turystami. Warto również dodać, że w czasie wędrówki – z lewej strony – towarzyszyły nam widoki (zza drzew) na jezioro Łebsko. A z prawej wydmy. Zadrzewione, ale wydmy. Zresztą, można zboczyć z głównej trasy i odpocząć w miejscu widokowym.

Zalesione wydmy przy miejscu widokowym na trasie turystycznej

Po trzech kilometrach spaceru dotarliśmy do Muzeum „Wyrzutnia Rakiet”. Niestety, życie to kabaret, okazało się, że szliśmy do miejsca, którego… nie było. To znaczy, nie było do niego dostępu. Miejsce, które niegdyś służyło Niemcom jako poligon doświadczalny do testowania rakiet bojowych, zamknięto na cztery spusty – pozostało nam jedynie zerkać do wewnątrz przez szpary w bramie. Podejrzewamy, że muzeum dostępne jest dla turystów tylko w sezonie wakacyjnym. Kto wie, może kiedyś będziemy mieć więcej szczęścia.

Niestety, muzeum było nieczynne

Na polskiej Saharze, czyli największa wydma, która kiedyś była… wsią

No dobrze. Minęły kolejne dwa kilometry drogi i naszym oczom ukazały się meleksy. Miniparking, na którym znajdują się też miejsca dla rowerów, to przedostatni etap, zanim będzie można raczyć się urokiem pożądanych wydm. Żeby jednak nie było zbyt łatwo, na początek czekała nas wspinaczka. Wdrapanie się utrudniał sypki piach osuwający się spod stóp, więc najlepiej było wędrować boso. Przypominamy, byliśmy w maju, a temperatury nas nie rozpieszczały. W kurtkach i czapkach, a także bez butów, musieliśmy wyglądać komicznie. Pocieszające, że nie byliśmy w tym osamotnieni 😉

Te wszelkie niedogodności zrekompensowały nam jednak zapierające dech w piersiach widoki. Jak się okazało, była to wciąż tylko przystawka do dania głównego. Żeby jednak móc je pożreć wzrokiem, należało się jeszcze wspiąć na wysokość 30-42 m n.p.m. – wszystko zależy od siły wiejących wiatrów. Latem i wiosną, gdy wiatry są słabsze, wędruje wolniej, ale przyrasta na wysokość. Z kolei jesienią i zimą, gdy wieją silne wiatry sztormowe, wędruje szybciej, ale jest niższa. W czasie wspinaczki można również zaobserwować zjawisko tzw. kurzenia wydmy. Przemieszczający się wraz z wiatrem piasek „śpiewa” – wydaje charakterystyczny dźwięk. Zmęczeni, ale i zachwyceni zdobyliśmy szczyt Wydmy Łąckiej.

Poczuliśmy się, jak na pustyni. Z tą różnicą, że z jednej strony podziwialiśmy nasz Bałtyk, a z drugiej rozpościerał się widok na olbrzymie jezioro Łebsko. Warto podkreślić, że pod wpływem wiatru wydmowy piasek „wędruje” na wschód. W ciągu roku potrafi przemieścić się nawet o kilka… metrów i zasypuje pobliskie lasy oraz wspomniane jezioro. Przekonaliśmy się na własnej skórze o sile podmuchów. Trzeba było mocno się trzymać na nogach, by nie upaść. Udało nam się nie przewrócić, ba! zrobiliśmy nawet wiele zdjęć, które możecie podziwiać w poniższej minigalerii.

Ładne widoki, prawda? Rodzi się zatem pytanie, dlaczego imię wydmy nawiązuje do słynnego góralskiego napoju wyskokowego – śliwowicy łąckiej. Wbrew pozorom, z alkoholem ma ono niewiele wspólnego. Okazuje się bowiem, że ruchome piaski około 300 lat temu zasypały niewielką wioskę rybacką o nazwie Łączka. A Góra Łącka od tego czasu przemieściła się o blisko kilometr (!), o czym świadczą archeologiczne znaleziska.

Pożegnanie z wydmami. Wsiąść do meleksa byle jakiego…

Będąc na bałtyckiej Saharze nie można zapominać o morzu. Dlatego też, gdy zeszliśmy z góry, postanowiliśmy odpocząć na pobliskiej plaży. Nie zdecydowaliśmy się jednak wracać nią do Łeby, bo przecież samochód został na parkingu w Rąbce. A, że mieliśmy napięty plan dnia, w drogę powrotną wyruszyliśmy meleksami. Bilet na przejażdżkę w jedną stronę to koszt 15 zł. Trochę trzęsło, ale to już „zasługa” nierówności na drodze.

Meleksy nie mają określonego rozkładu jazdy. Odjeżdżają co kilka minut, gdy uzbiera się grupka chętnych na przejażdżkę

Jeśli wyprawa wydmy kogoś szczególnie wyczerpie, może posilić się w kaszubskiej karczmie z regionalnymi potrawami w menu. Jeśli nie, można wybrać się nad jezioro Łebsko – tak też uczyniliśmy. Mieliśmy chrapkę, by wdrapać się na wieżę widokową, ale ona, podobnie jak wyrzutnia, nie była dostępna dla zwiedzających. Pozostało nam przejść się na pomost na akwenie i podziwiać widoki. Krajobraz ubarwiały tataraki oraz… jaskółki. Latały nisko, ale deszczu nie przyniosły 🙂

Wejście na wieżę widokową było niedostępne

Lofrowanie po wydmach było nie lada atrakcją, niezapomnianym przeżyciem, które chcemy w przyszłości powtórzyć. Tym bardziej że kompleks wydm ruchomych idealnie wpisuje się w nasze blogowe motto: cudze chwalicie, swego nie znacie. Uroczysko nazywane – od koloru tworzącego go piasku – białymi górami, jest unikatem na skalę europejską. Trzeba jednak pamiętać, że to nie tylko piasek i wiatr, ale i unikatowa flora, a także fauna. Wracając meleksem, zaobserwowaliśmy pasącego się jelenia. Przy odrobinie szczęścia (będąc na wydmach) można też podziwiać żerującego bielika. Nam to jednak nie było dane. Cóż, nie można mieć w życiu wszystkiego.

Każdy z naszych wpisów oznaczamy serią hasztagów, które będą stanowić dla Was informacje dot. danego miejsca. Szczegóły dostępne TUTAJ.

#atrakcje #zbuta #lofryzplusem #smacznie #nadwóchkółkach

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij